Piękny jesienny dzień, słońce świeci nisko nad horyzontem, kolorowe liście opadają z drzew, wieje delikatny ciepły wiatr. Siedzę na ławce i czekam na syna. Zamykam oczy, ciepłe promienie słońca pieszczą moją twarz, delikatne podmuchy powietrza poruszają kosmyki włosów, wyciszam się. W dali słychać radosne krzyki dzieci bawiących się na podwórku przedszkolnym, a ja przenoszę się wspomnieniami do pewnej pięknej niedzieli. Wspólnego wypadu ze znajomymi całą rodzinką nad jezioro. W taki upalny dzień, dało się wytrzymać tylko nad wodą. Szybka decyzja i jesteśmy rozłożeni na kocu.
Przed nami skąpana słońcem plaża, a daleko za nami wysokie drzewa. Dzieci śmieją się, dokazują, budują zamki z piasku, przelewają wodę do swoich bajorek, wskakują do wody i piszczą ochlapane przez rodzica. Mąż z synem wygłupiają się w chłodnej wodzie, znajomi pływają , a ja leżę na leżaku, rozmawiam z koleżanką , patrzę na wygłupy syna, podziwiam widoki, opalam się i cieszę chwilą...
-Hej mamo, już skończyłem, możemy już iść
Otwieram oczy, szybko oceniam sytuację: no tak połowa października, gorąco jak w piecu, a ja w porach, gdybym tylko mogła cofnąć czas..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz